piątek, 27 czerwca 2014

Codziennie zdarzają się małe cuda – pozwólmy, by zdarzyły się także nam

Brak komentarzy:
Po dłuższej nieobecności wracam z czymś bardzo krzepiącym... :)


http://www.znak.com.pl/

Są książki które mówią, jak żyć. Jak radzić sobie z codziennością, gdy sytuacja życiowa, w której się znaleźliśmy, staje się nie do wytrzymania. Książki, które „połykamy” jak tabletki na poprawę nastroju i po cichu wierzymy, że ta tabletka przeznaczona jest właśnie dla nas. Szukamy w nich pocieszenia, rady, dobrego słowa i wymagamy, jak od najlepszego przyjaciela. Jedną z takich książek są „Małe cuda” Cheryl Strayed. 

Jest to autorka, o której dowiedziałam się dopiero przy okazji tej właśnie książki, mimo że rok wcześniej ukazała się w Polsce jej pierwsza powieść „Dzika droga. Jak odnalazłam siebie”. Celowo „przebyłam” „dziką drogę” by na końcu dotrzeć do „Małych cudów”. Dzięki temu dużo łatwiej było mi zrozumieć mądrość płynącą z listów Cheryl. Nie miała ona łatwego życia, w dzieciństwie molestowana, w młodości straciła najbliższą jej osobę i rozwiodła się z mężem, którego poślubiła w bardzo młodym wieku, właściwie pod wpływem impulsu. Rozpacz próbowała zagłuszyć przygodnym seksem i narkotykami. Załamana i bliska rezygnacji wykorzystała wtedy ostatnią deskę ratunku, jaką nieśmiało podsuwał jej los. Wybrała się w podróż życia szlakiem Pacific Crest Trail wiodącym wzdłuż Ameryki Północnej. Mimo ogromnego trudu i wysiłku, zarówno fizycznego, jak i psychicznego, autorka w ten właśnie sposób wygrała swoje życie. Z tej drogi wróciła silniejsza, odważniejsza i gotowa stawić czoła swojemu losowi oraz demonom przeszłości.

Dlaczego tyle piszę o książce, która właściwie nie jest przedmiotem tej recenzji? Bo uważam, że gdyby nie ona, nie przeciwności losu, jakie spotkały Cheryl i nie droga, jaką przebyła, by zawalczyć o siebie – „Małe cuda” by nie powstały. 

Są one zbiorem listów, jakie przez lata ukazywały się w internetowym dziale z poradami na portalu The Rumpus. Autorka, wtedy już szczęśliwa żona i matka, anonimowo odpowiadała tam na niezliczone wołania o pomoc. Dojrzała i z bagażem doświadczeń życiowych, odpisywała swoim czytelnikom z ogromną empatią, mądrością i zrozumieniem chwytającym za serce. Co prawda Cheryl łamie regułę pisania tego rodzaju tekstów na tego rodzaju portale – zamiast skupić się na nadawcy, nie szczędzi szczegółów, nawet tych intymnych, ze swojego prywatnego życia. Jednak właśnie to sprawia, że jej listy są tak wyjątkowe, stały się fenomenem, a w końcu przybrały postać książki. Czytelnik odnosi wrażenie, że Cheryl przeżyła już „wszystko”, dlatego tak dobrze rozumie osoby zwracające się do niej o pomoc i poradę. Pokazuje też w dowcipny, mądry lub poważny sposób, jak ona sama uporała się z daną sytuacją i czego się wtedy nauczyła. Bo co można powiedzieć zrozpaczonemu ojcowi, który stracił w wypadku jedynego syna, matce która straciła nienarodzone dziecko, osobie zdradzonej, niekochanej, a nawet niechcianej, pogrążonej w depresji z powodu przydłużającego się bezrobocia, transseksualnej i odrzuconej przez własnych rodziców z powodu tej odmienności, śmiertelnie chorej lub – po prostu – bojącej się być szczęśliwą?

Przyznam, że gdy czytałam poszczególne listy, opisywane w nich sytuacje niejednokrotnie mnie przerastały. Być może wynika to z mojego młodego wieku i niewielkiego życiowego doświadczenia, tego że nigdy nie straciłam dziecka, nie jestem śmiertelnie chora, ani pogrążona w głębokim konflikcie z bliskimi. Tym bardziej poruszające było dla mnie, że autorka nie bała się żadnego listu, na każdy odpowiadała mądrze, szczerze i zgodnie z tym, co sama by w takiej sytuacji zrobiła. Jej słowa czasem były krzepiące, czasem mobilizujące, czasem boleśnie szczerze, jednak zawsze pokazywała ona wyjście z sytuacji, którego nie widział zrozpaczony autor listu. Odpowiedzi Cheryl, niejednokrotnie długie na kilka stron, nie zawierały dla mnie ani jednego zbędnego słowa, emanowały za to wewnętrzną siłą i życiową mądrością.

Polecam książkę każdemu, kto potrzebuje rady, wsparcia, pocieszenia lub chociażby potwierdzenia, że to co robi, jest słuszne. Każdy z nas miewa przecież chwile smutku i rezygnacji. Jednak tak naprawdę chodzi o to, byśmy pozwolili małym cudom pojawić się i w naszym życiu razem z radością, spokojem i spełnieniem.